Dzisiaj przedstawię Wam kolejne trzy produkty, bez których moje życie (zawodowe) byłoby cięższe i uboższe 😉
1. Duraline
Jest to produkt polskiej, jakże znanej firmy Inglot, której walory doceniła niegdyś sama Madonna! To wielofunkcyjny olejek, którym reanimujecie wysuszone kosmetyki, np. tusz do rzęs czy eyeliner, poprawicie konsystencję zbyt gęstego, tępego podkładu czy szminki zwiększając jednocześnie ich trwałość.
Ale największą jego zaletą jest wodoodporność. Dodany do kosmetyku jest absolutnie nieścieralny! Dlatego ja najczęściej stosuję go jako dodatek do wszelkiego rodzaju cieni do powiek – sypkich, prasowanych (odrobinę produktu należy po prostu zeskrobać paznokciem i wymieszać z Duraline), pigmentów, brokatów, tworząc eyelinery w każdym kolorze, jaki sobie można wymarzyć zapewniając sobie przy tym doskonałą trwałość i pewność, że taki makijaż wytrzyma do białego rana. Zmieszany z odrobiną korektora stanowi również świetną bazę pod cienie. Produkt pakowany jest w malutkich buteleczkach (9 ml) z zakraplaczem, ale niech Was to nie zwiedzie – już minimalna ilość wystarczy do przygotowania porcji wybranego kosmetyku i taka pojemność wystarcza na bardzo, baaardzo długo. Cena to ok. 26 zł. Dla mnie produkt niezastąpiony!
2. Kamuflaż
A konkretnie kremowy korektor firmy Catrice cosmetics (camouflage cream). Pakowany w malutkie pojemniczki po 3 gramy, dostępny w kilku wersjach kolorystycznych, jest bliźniaczą wersją dużo droższego kolegi jednej ze znanych firm kosmetyków charakteryzatorskich. W kontakcie z ciepłotą palców ma konsystencję masełka, mocno napigmentowany, doskonale kamufluje wszelkie przebarwienia, mocne cienie pod oczami czy inne niedoskonałości nie zbierając się jednocześnie w zmarszczkach i załamaniach skóry. Tu również ogromną zaletą jest wydajność i bardzo przystępna cena – ok. 11 zł. Cudo!
3. Rozświetlacz
W pierwszym poście o moich kosmetycznych perełkach również pochyliłam się nad tego typu kosmetykiem, ale jeśli o nie chodzi, uważam, że każda kobieta musi takowy posiadać. Więc dla tych z Was, którym moja pierwsza propozycja nie przypadła do gustu, mam kolejną.
Dodam, że tego konkretnego rozświetlacza sama używam na co dzień, bo jest subtelny w swojej kolorystyce, a jednocześnie daje ten świeży blask, o jaki w codziennym makijażu mi chodzi. Mowa tu o produkcie firmy Revlon ColorStay Mineral Finishing Powder nr 010. To delikatny, chłodny odcień, ale dostępny jest też w wersjach ze złotym połyskiem.
Stosuję go również do rozświetlenia skóry pod łukiem brwiowym czy w wewnętrznym kąciku oka. Trudno z nim przesadzić, bo to puder wypiekany, więc nie osypuje się i nie kruszy, a w związku z tym nie tworzy nadmiernych kleksów na kościach policzkowych. Jak by to powiedziała pewna gwiazda: „Kocham! Kocham! Kocham!” 😉