Flower power, czyli jak powstawało nasze stoisko w Bolonii i dlaczego zrobiło taką furorę ?
Powiem Wam od razu, dlaczego – bo włożyliśmy w to mnóstwo czasu, serca i pracy i chyba to po prostu MUSIAŁO zaprocentować!
Ale zanim mogliśmy się pochwalić naszym stoiskiem i zebrać tyle pochwał od ludzi dosłownie z całego świata oraz znaleźć się pod obstrzałem obiektywów rozmaitych paparazzich, to… jak to u nas, nie obyło się bez nerwów. Niektórzy nawet nie spali po nocach 😉 A było to tak:
Od wielu miesięcy DOKŁADNIE wiedzieliśmy, jak chcemy, żeby wyglądało nasze stoisko na tegorocznych targach Cosmoprof w Bolonii – największych targach kosmetycznych na świecie. Któregoś dnia usiedliśmy, żeby rozpracować nasz pomysł technicznie i… porzuciliśmy go. TADAM! Można? U nas tak!
Wystarczyła jedna burza mózgów, żeby w jednej sekundzie nasz cały misternie przygotowywany od miesięcy plan został wywrócony do góry nogami. Tak jak kwiaty, które właśnie wtedy postanowiliśmy powiesić na stoisku do góry nogami! Bo to było to! Ten przekaz, że nasze kosmetyki czerpią piękno płynące z natury. I to dosłownie. Rośliny odwrócone do góry nogami, wiszące w powietrzu, a z nich „wyrastające” nasze kosmetyki. Sami mówiliśmy: wow!
Wszystko pięknie, tylko… jak to zrobić? I tu do akcji wkroczyły nasze techniczno-analityczne mózgi – Piotrek, nasz szef i mąż Eweliny, założycielki Resibo, oraz Tomek, nasz grafik i niezastąpiony projektant nawet najbardziej szalonych rzeczy, które sobie wymyślamy (np. stalowo-drewnianych mebli, które stoją w dziale marketingu).
No i cały team marketingowy, który solidarnie, ramię, w ramię, dzień po dniu, szukał pomysłów, co zrobić, żeby kwiaty przetrwały cztery doby w stanie nienaruszonym. Research trwał i trwał i niby sami też coś mieliśmy w głowie, ale nie byliśmy do końca pewni, czy zadziała. Wreszcie… znaleźliśmy patent! Nie, nie… nie zdradzimy go Wam ? Przez całe targi strzegliśmy tej tajemnicy niemal jak skarbu Templariuszy ? I nadal nie zamierzamy jej ujawniać.
Ale wróćmy do naszych mózgów. Chłopaki wymyślili, JAK powinny wyglądać nasze wiszące w powietrzu półeczki, żeby można w nich było zainstalować żywe kwiaty, a w dodatku… móc je codziennie nawadniać. A nasz kochany pan Jan, tata Piotrka, który zrobił wspomniane wyżej meble do marketingu, zrobił też te cudowne półeczki, które były jednocześnie odwróconymi „wazonami” na nasze kwiaty. Ale to był dopiero początek…
Bo przecież najważniejsze były kwiaty. A tu… nasi włoscy floryści poznani rok temu nie odpowiadają na maile całymi tygodniami. No i decyzja, jakie te kwiaty, pozostała na naszej głowie. I te wiszące w powietrzu – nomen omen – pytania bez odpowiedzi: czy wszystkie przetrwają kilka dni wisząc do góry nogami, nawet mimo nawadniania? Czy wszystkie będą się ładnie prezentować? Jak to sprawdzić?
Chociaż nie lubimy, jak coś się marnuje, dla dobra sprawy dziewczyny z marketingu wyciągnęły trochę kasy od Jagody, naszej księgowej, „na zmarnowanie”, żeby kupić kwiatki, które nie wiadomo, ile przetrwają. Ja, cała w stresie, korespondowałam tymczasem z florystami z Bolonii. W stresie, bo… stawką było 300 kwiatów (TRZYSTA!), bez których cały nasz wdrożony już w życie plan wziąłby w łeb. Jeśli widzieliście nasze stoisko, to spróbujcie sobie je wyobrazić bez kwiatów. Aż strach pomyśleć. A Włosi, jak to Włosi… odpisywali raz na kilka dni – jednym zdaniem ha ha ha ? Nie ma to jak ten południowy luz, co nie? Dolce far niente ?
Tymczasem pierwsza partia kwiatów w naszej testowej instalacji „zdechła” w ciągu jednego weekendu ? Co robić? Nie było już czasu na inną koncepcję stoiska… Kwiaty poszły do śmietnika, a my do Jagody po kasę na kolejne 😉 Tym razem, kiedy testowaliśmy je w środku tygodnia, codziennie zmieniając wodę, trzymały się nieźle. Mamy to!
Jeszcze tylko zmusić bolońskich florystów, żeby napisali coś więcej niż „yes, we can”, mimo że już potwierdzili współpracę. Wreszcie… na dwa dni przed targami (!) potwierdzili też dostępność kwiatów, które wybraliśmy, swoją gotowość do ich zainstalowania na stoisku, a florysta Marco już teraz cały czas był ze mną w kontakcie na… Whatsappie 😉Ufff! Bo powiem Wam, że nie spałam już z tego wszystkiego po nocach, śniąc o uschniętych kwiatach, pustych półkach na stoisku i jeszcze gorszych rzeczach. Ale powtarzałam sobie jak mantrę „będzie dobrze, będzie dobrze, będzie dobrze”.
No, musiało być, skoro nasza druga Ewelina razem z Agnieszką, Maćkiem i Tomkiem spakowali paletę, która wyglądała, jakby niechcący zamknęli w niej kogoś z nas ? i wszystko, razem z półeczkami prosto spod ręki pana Jana, pojechało w swoją drogę do Bolonii.
No i cóż… na miejscu trzeba było wcielić plan i nasze czary-mary w prawdziwe życie. Tak więc my wieszaliśmy półeczki (na szczęście był z nami Piotrek), a Marco ze swoją przyjaciółką instalowali w nich kwiaty, przyprawiając nas za każdym zbyt mocnym ruchem prawie o zawał serca, że nasze wiszące półki spadną. Ale… wiara czyni cuda, a jeśli włoży się w coś dużo serca, pracy i ma się taki niesamowity team jak #resiboteam, to nie ma lipy! Prawda? No, chyba że w naszej instalacji, wisząca do góry nogami ?
Pozdrawiamy wszystkich, którzy focili nasze stoisko i focili się na nim i ciągle sprawdzali, czy kwiaty aby na pewno są żywe ❤️ To najlepsza ocena naszego pomysłu i pracy!
Anita & #resiboteam
PS Część zdjęć użyczyło nam Piggypeg. Dziękujemy!
dekoracja wygląda obłędnie-super gratuluję
Dziękujemy bardzo! <3