Wraz z niesłabnącym przyrostem “wesołków” (tak je ochrzciła jedna z moich koleżanek), zmęczona i poirytowana tym niechcianym make-upem, zaczęłam regularnie odwiedzać dermatologa. Dostałam różne antybiotyki i maści na te wykwity, które jednak nic a nic nie chciały tego makijażu zmyć. Wreszcie gdy już ich nawet przestałam używać, zdarzyło się coś, z czego kompletnie sobie nie zdawałam sprawy, dopóki nie zauważyłam, że “wesołki” w tajemniczy sposób stopniowo, ale dosyć szybko zniknęły z mojej twarzy…
Po pewnym czasie zrozumiałam, że stało się to niemal równocześnie ze zniknięciem z mojej łazienki pewnej trójkolorowej pasty do zębów, którą moja siostra postanowiła zamienić na inną… Zniknął alergen, zniknęła alergia. A wraz z nią – tajemnicza i niewytłumaczalna u dość smutnej nastolatki wesołość na mojej twarzy.
Od kilku lat regularnie łykam jednak znów tabletki na alergię. Mimo badań, nie wykryto jednak niczego, co by mnie mogło uczulać. Pan doktor powiedział, że tak też bywa i że czasem droga do wykrycia alergenu jest naprawdę bardzo długa. Dziś wydaje się, że weszłam w nowy jej etap…
Odkąd głęboko wniknęłam w życie Resibo, aktywnie zaczęłam interesować się INCI, czyli składem kosmetyków, i choć początkowo nie potrafiłam czytać etykiet, zauważyłam, że odkąd używam kosmetyków Resibo, na mojej twarzy coraz rzadziej pojawiają się symptomy alergii, czyli pokrzywki, nagle zjawiające się i znikające po chwili czerwone szramy, czy pieczenie albo świąd. Z czasem zniknęły niemal zupełnie. “Niemal” mnie jednak nie zadowalało. No i nadal nie rozumiałam, czemu to wszystko się dzieje.
Aż dokładnie dzisiaj zaczęłam czytać etykiety moich “łagodnych”, “bezpiecznych”, “delikatnych”, “skutecznych”, “nawilżających” itp. itd. kosmetyków do mycia ciała i włosów…
Muszę się Wam po cichu przyznać, że zaklęłam kilkakrotnie jak przysłowiowy szewc, gdy oddawałam się tej wyjątkowo pouczającej lekturze.
Bo oto okazało się, że każdego dnia, dwa, a w upały i więcej razy dziennie wylewam na siebie (i wydaje mi się, że zmywam) całe mnóstwo substancji chemicznych, które mogą podrażniać skórę okresowo lub trwale. Bo nawet jeśli zaczynam używać szarego mydła z mydlarni, to nadal używam mydła w płynie, szamponu czy płynu do higieny intymnej, pełnych parabenów, SLS-ów i innych tanich śmieci.
A zatem postanowiłam całkiem to zmienić. Odstawić wszystko. Niech znikną potencjalne alergeny. I zacznę od nowa – jak wtedy z nową pastą do zębów, tyle że tym razem zupełnie świadomie. Będę ALERGENT…TKĄ tropiącą szkodzący mi od paru lat alergen.
I oczywiście, jak znajdę “drania”, to od razu podzielę się tym z Wami! A Wy – podzielcie się swoimi doświadczeniami z alergią i alergenami. Może macie podobne? 🙂