Ciągnie człowieka do lasu ;)

Dawno, dawno temu… kiedy jeszcze moja córkę nosiło się w nosidełku, krótko mieszkałam w Niemczech. Było późne lato, dookoła piękne lasy, które widziało się z okien samochodu podróżując, postanowiliśmy więc któregoś dnia wybrać się do niemieckiego lasu na spacer. Jakież było nasze zdziwienie, kiedy okazało się, że Niemcy spacerują tam tylko głównymi ścieżkami – co więcej te ścieżki specjalnie w celach spacerowych się tam wytycza – pod żadnym pozorem nie zanurzając się w głąb, w krzaki – mówiąc potocznie 😉 Jak to? Iść do lasu po to tylko, żeby iść? A jagody, których jeszcze resztki znajdowaliśmy na krzaczkach? A maliny, które jeszcze, mocno dojrzałe, czerwieniły się wśród drzew? A GRZYBY?!!!

Nie mogliśmy sobie tego odmówić. Ruszyliśmy w gęstwinę, ochoczo zbierając i owoce, i pierwsze pojawiające się grzyby. Wróciliśmy z pełnym ich wiaderkiem, mimo że był to początek sezonu. Dlaczego? Dlatego że nasi zachodni sąsiedzi nie mają tradycji zbierania runa leśnego, tak jak my w Polsce. Z wielu powodów, ale przede wszystkim dlatego, że wszystkie produkty muszą być sprawdzone, tak by mieli poczucie, że są bezpieczne i – w przypadku grzybów – nietrujące.

Nas, Polaków, z dziada pradziada ciągnęło do lasu w celu nie tylko obcowania z naturą, ale też pozyskiwania jego dóbr wszelakich. Jagody, maliny, jeżyny, a nade wszystko grzyby żywiły całe rodziny przez wieki. Jagodowe dżemy, malinowe soki, grzyby marynowane, suszone czy mrożone – dzieliły się z nami swoimi dobroczynnymi dla zdrowia substancjami przez niemal cały rok. O ich cudownym działaniu nie będę nawet wspominać. Ale muszę obalić jeden mit, a mianowicie, że grzyby, poza smakiem, nie dają nam niczego. I po to właśnie jest ten wpis.

Za grzybami przepadam. Uwielbiam je zbierać i jeść. Kupienie kurek na przydrożnym straganie jest, owszem, miłym zakończeniem podróży powrotnej z wakacji. Ale zebranie tych żółtych przysmaków samemu… to dopiero frajda.

Kurki (za którymi wspomniani wyżej Niemcy przepadają pewnie tak samo jak ja) i wszystkie żółte i pomarańczowe grzyby (a więc też rydze) mają mnóstwo witaminy A. Pieczarki – sporo witaminy D. Każde grzyby, w zależności od gatunku – dużo witamin z grupy B oraz witaminę C. Mają mnóstwo substancji mineralnych, a poza tym… są wśród nich takie (np. boczniak ostrygowaty), które mają właściwości przeciwnowotworowe (!) i obniżają poziom cholesterolu we krwi. I powiem więcej – a tego to nawet ja, wytrawna miłośniczka i znawczyni grzybów, nie wiedziałam – są świetne dla tych, którzy chcą się odchudzać!!! Dlaczego? Bo świeże grzyby składają się głównie z wody (70 do 90 proc.), mają zaledwie 35-50 kcal w 100g, zawierają też związki celulozy i chityny (ceniona w dietetyce frakcja błonnika). Jeśli do tego wymienić mnóstwo białka, witamin B2, PP oraz potasu i magnezu, które usprawniają przemianę materii, to można powiedzieć, że grzyby są nie tylko pożywne, ale też zdrowe i… dietetyczne.

Nie pozostaje mi więc nic innego, jak zaprosić Was na jesienne spacery do lasu, ale nie po ścieżkach, tylko w głąb – tam gdzie znajdziecie jeden z najzdrowszych wyprodukowanych przez naturę pokarmów.

Moje dywagacje Was nie przekonały? No to mam na to też matematyczne równanie – dla niedowiarków:

SPACER + DIETA GRZYBOWA = ZDROWY ORGANIZM, SPRAWNY UMYSŁ I SZCZUPŁE CIAŁO

Coś jeszcze mam dodać? 😉

Udostępnij
Przypnij
Szepnij
KOMENTARZE

Co myślisz o artykule?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *