Mieliśmy zatem strategię, jednak wciąż brakowało nam nazwy dla naszej marki. Zastanawialiśmy się nad nią, ale wtedy nie przyszedł nam jeszcze do głowy taki pomysł, który zostałby z nami na dłużej. Chcieliśmy by nazwa była łatwa do zapamiętania, taka sama w pisowni, jak i wymowie, była abstrakcyjna no i do tego miała znaczenie! Czekała nas długa rozprawa…Trwała jakieś dwa tygodnie. W końcu znaleźliśmy tę, która spełniała nasze wymagania i nic po niej specjalnie już się nie liczyło. Resibo.. czy ktoś z Was wie, co oznacza?
Z Maćkiem od początku znaleźliśmy nić porozumienia – nie wiem czy to kwestia tego, że potrafi słuchać, dokładnie analizuje nasze oczekiwania, czy po prostu podobają nam się podobne rzeczy, ale od samego początku – od pierwszego, nawet testowego projektu, wiedziałam, że będę zadowolona z efektu końcowego. I chyba pierwszy raz nie obawiałam się otwierać maila z nową propozycją.
Pierwsze „oficjalne projekty”, już wpadły nam w oko – od razu wybraliśmy jeden wzór, nad którym później mogliśmy pracować. Logo – też skradło moje serce. Jak to powiedział Maciek:
dowiedziałem się, że stworzyliście od podstaw ten produkt i dbacie o każdy detal przy jego tworzeniu. Robicie to z pasją, dlatego stwierdziłem, że narysuję nazwę marki, bo to najlepiej będzie pasowało do Resibo.
Potem nawet prosiliśmy o jakieś alternatywne projekty, żeby było z czego wybierać, ale żaden z nich nie przekonał nas na tyle, żeby wymienić go na ten, który teraz widzicie.
Był to pomysł na wykorzystanie koloru szarego papieru, jako tła dla grafiki i opisu kosmetyku. Szary papier jest wg mnie świetnym rozwiązaniem – ładnie się na nim prezentują żywe kolory, a przede wszystkim dobrze komunikuje naturalny i proekologiczy charakter marki.
Całości dopełniają tuby z tektury, które nie dość, że wyglądają efektownie, to jeszcze są wielokrotnego użytku. Więcej na temat możliwości ich wykorzystania przeczytacie w ostatnim wpisie Anity.
A tak wygląda efekt końcowy, z którego jesteśmy dumni 🙂