Nie zje więc truskawek w grudniu czy kwietniu ani jabłek wiosną, jeśli nie znajdzie ubiegłorocznych resztek z polskich sadów. Nie kupi pakowanych wędlin w supermarkecie ani serów zagranicznych serów, chyba że ktoś stamtąd je przywiezie. Chleb piecze sama, wyłącznie z polskich składników, a po jajka jeździ na wieś, do hodowli “szczęśliwych kur”.
Pije polską wodę, polskie soki, najchętniej zresztą robi je sama, a jako babskie trunki wybiera polskie miody, którym wśród znajomych nadaje “drugie życie”, bo wciąż niewielu jest amatorów miodu.
Buty też kupuje polskie, zwłaszcza że są świetnej jakości, a marki, takie jak Wojas, Badura, Gino Rossi, Ryłko czy Wittchen w niczym nie ustępują tym światowym. Podobnie z odzieżą, którą najchętniej szyje u polskich krawców.
Oszołomka? Nic z tych rzeczy. Barbara jest nie tylko ekologiem, ale też po prostu polskim przedsiębiorcą. Wie, jak ciężko trzeba pracować na renomę, markę i zaufanie klienta. Wie, jak szybko obca, oferująca gorszej jakości usługi, ale za to tania marka może zepsuć to, co niektóre firmy osiągają całymi latami. Dlatego pewnego dnia obudziła się z postanowieniem: od dziś kupuję tylko to, co polskie.
Patriotyzm ekonomiczny, taki jak u Barbary, nie jest niczym nowym. To świadome, przemyślane działania ludzi zwykle dojrzałych ekonomicznie, którzy wiedzą, że kupowanie u polskich producentów to zostawianie pieniędzy w Polsce – u przedsiębiorców, pracowników tych firm, a także – pośrednio – w administracji, w drogach itd.
Barbara właśnie testuje produkty Resibo. Już wie, że zostanie jest klientką tej firmy.