W jaki sposób powstały kosmetyki Resibo? Dlaczego mają takie a nie inne działanie? Dlaczego mają taki skład i konsystencję?
Często pojawiają się takie pytania z Waszej strony. Ciężko jest w jednej wiadomości przekazać informacje odnośnie każdego z produktów – bo dzieje każdego z nich wyglądały inaczej. W cyklu artykułów o historii powstawania naszych kosmetyków opowiem trochę więcej na ten temat.
Przy tworzeniu każdego z nich przyświecało jedno założenie – dążymy do perfekcji. Chcemy pokazać na rynku nową, wysoką jakość i to jest priorytet. Oprócz tego stosujemy naturalne składniki pozyskane dzięki nowoczesnym technologiom. Czyli chcemy pokazać moc natury nie tylko w wydaniu naparów znanych naszym babciom, ale efektywnych półproduktów, które powstały dzięki nauce.
Na pierwszy ogień wezmę krem ultranawilżający. To produkt, który zyskał na popularności, kiedy zrobiło się ciepło. Myślę, że za sprawą filtra mineralnego zawartego w składzie oraz bardzo lekkiej konsystencji. Ale także budzi wątpliwości u kosmetycznych maniaczek, które umieją czytać składy kosmetyków. Za moment wyjaśnię, dlaczego.
KONCEPCJA I SKŁADNIKI
Krem ultranawilżający to jeden z pierwszych kosmetyków, który pojawił się na liście “do stworzenia”, a jeden z ostatnich, którego receptura była zaakceptowana. Jaki miał być od początku? Taki, którego brakowało w naszej kosmetyczce:
- Lekki, nadający się do użycia jako baza pod makijaż – konsystencja żelowa, delikatna, ma się łatwo rozsmarowywać.
- Naprawdę nawilżający skórę przez cały dzień – często kremy robią tylko dobre pierwsze wrażenie, dzieje się tak za sprawą użytych silikonów, a po jakimś czasie skóra staje się napięta i jej kondycja wcale nie poprawia się. My zastosowaliśmy aż 14 składników nawilżających skórę, dzięki czemu efekt jest trwały. Użyliśmy tutaj olejów roślinnych, m.in.: arganowego, abisyńskiego czy lnianego. Proskładniki, które zostały w kremie zastosowane to: Aquaxtrem, czyli wyciąg z korzenia rabarbaru (ma właściwości nawilżające, reguluje złuszczanie naskórka) czy Galactoarabinan – wyciąg z drzewa modrzewiowego (zmniejsza przeznaskórkową utratę wody, zwiększa współczynnik SPF) czy Cristalhyal – specjalnie dopracowany kwas hialuronowy, który efektywnie zatrzymuje wodę na powierzchni skóry.
- Niezapychający – ma być przyjazny każdej skórze. Tutaj dużym wsparciem jest olejek manuka, który ma działanie antybakteryjne, przeciwgrzybiczne, przeciwzapalne. Jest więc efektywny w walce z trądzikiem.
- Chroniący przed promieniami UV – tylko dzięki filtrom mineralnym. Filtrom chemicznym mówimy NIE. Nie uważamy ich za bezpieczne, ponieważ wnikają do organizmu. Filtry mineralne tworzą barierę na skórze, którą można zmyć. Kto używał kiedykolwiek filtrów mineralnych, wie, że bielą skórę. My nasz filtr kupujemy w Japonii, bo jako jedyny tak dobrze rozprowadza się na skórze. Ochrona przeciwsłoneczna miała być na poziomie 10-15 SPF. Dlaczego akurat taka wysokość ochrony? Uznaliśmy, że jest to optymalna wysokość filtra w kremie na co dzień. Większość z nas pracuje w zamkniętych pomieszczeniach, nie wystawia buzi cały czas do słońca. Poza tym większość kobiet maluje się, co zapewnia dodatkową ochronę przed słońcem. Uznaliśmy, że wyższa ochrona w takim codziennym kremie nie jest potrzebna tak bardzo, a zastosowanie większej ilości filtra po pierwsze, zmienia konsystencję kremu, a po drugie, bardziej bieli.
- Delikatny, dobrze tolerowany nawet przez wrażliwców – zawiera olej ze słodkich migdałów, który sprawdza się nawet w pielęgnacji niemowląt.
MARZENIA KONTRA RZECZYWISTOŚĆ
Praca nad produktem była długa. Osiągnięcie złotego środka jest bardzo trudne, zwłaszcza jeśli oczekujemy stworzenia kosmetyku multifunkcjonalnego. Pewne kwestie nawet się wykluczają, jak zastosowanie filtra mineralnego i lekkość konsystencji, dlatego naprawdę należy wyważyć odpowiednio kwestię zastosowanych składników i jeśli chodzi o ich jakość – nie można iść na kompromisy. Najtrudniejsze właśnie było połączenie funkcji nawilżania, lekkiej formuły i ochrony przeciwsłonecznej.
WAŻNE UWAGI DO PRODUKTU
Klienci często dzielą się ze mną swoimi przemyśleniami nt. produktu. Zaskoczyło mnie, jak wiele osób, które nie mogły znaleźć dla siebie kremu, cierpiały z powodu alergii, nadwrażliwości, znalazły w kremie ultranawilżającym swojego najlepszego przyjaciela. Zwłaszcza znamienna jest dla mnie wypowiedź Karoliny, ponieważ wiem, z różnych źródeł, że miała naprawdę duże problemy z cerą, a na większość produktów skóra reagowała wysypem czerwonych, piekących plam:
Krem ultranawilżający jest świetny, czuję taką różnicę – naprawdę się tego nie spodziewałam. Jest mi tak ciężko dobrać odpowiedni krem. Mam tak wrażliwą skórę, alergiczną, a tu żadnych reakcji, a do tego taki efekt!
Często też klienci z tłustą cerą, chwalą krem za poprawę wyglądu skóry – pory się zmniejszają, przetłuszczanie również jest wyregulowane.
Bardzo ważną kwestią odnośnie kremu ultranawilżającego Resibo jest ilość, którą należy zastosować. Podkreślam to zwłaszcza osobom, które nigdy wcześniej nie używały filtrów mineralnych. Jedna pompka kremu wystarczy na twarz, szyję i dekolt. Tylko na twarzy wystarczy rozsmarować naprawdę niewielką ilość – krem świetnie się rozprowadza, a umiar zapewni brak białych smug. Często klienci z przyzwyczajenia wyciskają jedną pompkę do rozsmarowania tylko na twarzy (niektórzy nawet dwie :D), a to w przypadku tego produktu jest stanowczo za dużo. Dzięki temu zyskuje na wydajności. Przy codziennym użyciu, spokojnie wystarczy na 3 miesiące stosowania. Jeśli używamy kremu jako bazy pod makijaż, to ważne jest również, żeby dać mu chwilę na wchłonięcie – wystarczy 5-10 minut, przerwa na kawę czy śniadanie i można się malować 🙂 Wszystkie dobrodziejstwa w nim zawarte muszą mieć chwilę na wniknięcie w skórę.
KONTROWERSJE
Jak się okazało krem ultranawilżający potrafi wzbudzić również kontrowersje, zwłaszcza u osób, które mocno interesują się składami kosmetycznymi i przed zakupem, wolą sprawdzić, czym dokładnie dany produkt jest. W kremie utltranawilżającym jest zawarty talk, który jest częścią filtra mineralnego. Talk zyskał jednak niechlubną sławę – jest znany w Internecie jako “zapychacz”. Niestety, nie wszystko jest takie oczywiste, jak byśmy sobie tego życzyli. Talk talkowi nierówny, tak jak gliceryna roślinna glicerynie syntetycznej, ale wg nomenklatury INCI i jedno, i drugie ma dokładnie to samo oznaczenie, czyli Talc i Glycerin. W związku z czym po przeczytaniu składu nie jesteśmy w stanie stwierdzić, jakiego składnika użył producent. Poniżej zamieszczam wyjaśnienie naszego technologa odnośnie talku zawartego w kremie ultranawilżającym:
WYJAŚNIENIE TECHNOLOGA
Talk w kremie ultranawilżającym jest składnikiem filtra mineralnego. Im mniejsza cząsteczka filtra, tym jego większa skuteczność (szczególnie, jeśli chodzi o UVA), ale jednocześnie większe ryzyko przenikania w głąb skóry. Dlatego firma, która jest producentem tego surowca (japoński producent) oblepiła większe cząsteczki talku cząsteczkami dwutlenku tytanu. Skuteczność takiego filtra jest porównywalna z filtrami nano, ale są to na tyle duże agregaty, że nie przenikają w głąb skóry.
A więc talk w kremie ultranawilżającym jest dodatkiem składającym się na agregat z filtrem UV (dwutlenek tytanu). Ułatwia on także rozprowadzanie i zmniejsza bielenie. Co więcej, znacząco ogranicza potrzebną do określonej ochrony UV ilość filtra mineralnego, który zapychałby zdecydowanie mocniej.
Poza tym jednym z priorytetów przy tworzeniu całej serii, była ich niekomedogenność (niezapychanie porów). Ja także mam skłonności do „zapychania” i to było dla mnie bardzo ważne. W końcu sama chciałam móc używać własnych produktów 🙂
Mimo tego bardzo się cieszę, że jest tyle zapytań odnośnie talku w kremie – nam również zależy na tym, żeby jak najwięcej osób interesowało się tym, co kupuje i takie postawy na blogu promujemy.
A krem ultranawilżający uważam za świetne rozwiązanie dla każdego rodzaju skóry, która potrzebuje nawilżenia, ale w postaci lekkiej formuły, która dodatkowo chroni i pielęgnuje.