Jak to bowiem mówią, co za dużo to niezdrowo. A więc i mnie po kilkunastu dniach akomodacji, weekendowego leżenia w chłodnym brzozowym lasku w górach nad wodą, chłodnych pryszniców kilka razy dziennie, lodówki załadowanej niemal wyłącznie wodą mineralną, spryskiwania się co chwila tonikiem/mgiełką Resibo, cowieczornego zaglądania do szafy z pytaniem: “w co by się tu jutro rozebrać?” tropikalne upały w umiarkowanym klimacie się zwyczajnie przejadły. No ileż można?! 😉
Pierwszym krokiem była wyprawa po złote runo, czyli mówiąc językiem współczesnych wentylator. Czemu porównuję to z wyprawą Argonautów? No bo taka właśnie była. Choć przyznam, że zaczęło się obiecująco… Pierwsze moje kroki do sklepu z takim sprzętem i moim oczom ukazały się trzy (!) pudełka z wentylatorami.
– Dzień dobry, chcę kupić wentylator – zagaiłam do pana w żółtym uniformie.
– Nie ma – odpowiedział pan z pewnością godną prawdziwego macho.
– Jak to, a to? – pokazałam wzrokiem na pudełka leżące na ladzie.
– Tych pani nie sprzedamy. Te są uszkodzone – odpowiedział pan ze stoickim spokojem i poszedł dalej.
Poszłam i ja. Po wyjściu z klimatyzowanego sklepu siódme, ósme, a nawet dwudzieste poty oblały mnie jak… No, tym razem bez porównań 😉
Kolejne wizyty w kolejnych sklepach upewniły mnie w tym, że zakup wentylatora w środku lata w epicentrum sierpniowych upałów to właściwie mission impossible, ale jak to ja – nie poddałam się i zamówiłam na allegro. A jak! Kto bogatemu zabroni? 😀 Tam jakoś nie było problemu, że “nie ma w magazynach”…
No więc uzbrojona w wentylator, a właściwie w nadzieję niesioną przez oczekiwanie na wentylator, dojechałam w poniedziałek do biura (my w Resibo mamy naturalną klimę, czyli grube mury starej kamienicy – baaaajka!) i zalana już jakimiś czterdziestymi siódmymi potami weszłam z mocnym postanowieniem zmiany auta na klimatyzowane. Oczywiście, to już nie jest zakup wentylatora 😉 Tu trzeba odpowiedniej taktyki i strategii jak na wojnie z wyjątkowo sprytnym przeciwnikiem, bo przecież – co uświadomił mi kolega handlujący autami – nie sprzedam swojego auta bez klimatyzacji w środku upalnego lata, kiedy wszyscy szukają aut z klimatyzacją. No, właśnie… Blondynka 😀
Cóż… Dziś mamy upalny dzień numer 917194865 (że przesadzam? A Wy nie macie wrażenia, że to trwa i trwa?). Wentylator właśnie dojechał
ale moja córka wysłała mi tylko zdjęcie poszczególnych części oraz instrukcji montażu i emotikonkę wskazującą, że kapituluje wobec tego wyzwania (i nie przekonywało jej, że to jak puzzle, tylko przestrzenne i w nierównych częściach ;)) Cóż, podejmę ten challenge sama. A potem będę się chłooodzić póki prądu wystarczy, bo nas Polskie Sieci Energetyczne straszą blackoutem (nie mylić z tym stanem, który pojawia się u osób niepotrafiących znaleźć umiaru w spożywaniu napojów wyskokowych).
I co? Chcecie wiedzieć, jaka jest recepta na pytanie zadane w tytule? Po prostu – przetrwać 😉 I nie zwariować 😀
Mnie się udaje, czego i Wam życzę.
PS 1 A w ogóle to przypomnijcie sobie, jak to jest, kiedy wstajecie rano do pracy, wychodzicie z domu, a tu okazuje się, że był przymrozek i trzeba skrobać szyby. O, nie! To ja już wolę je po prostu otworzyć 😀
PS 2 Albo lepiej – przypomnijcie sobie gigantyczne upały z czasów dzieciństwa. Wtedy nie było aut z klimą, a kupienie wentylatora w pustych sklepach graniczyło z podobnym cudem jak teraz 😉