Korektor to – podobnie jak wymieniony wyżej podkład – kosmetyk pierwszej potrzeby. Jako taki powinien na stałe znaleźć miejsce w codziennym makijażu. Jednak wciąż spora część pań boi się go stosować lub po prostu tego nie potrafi. A
odpowiednio dobrany i nałożony rozwiązuje większość problemów, które na co dzień staramy się ukryć
– zaczerwienienia, rozszerzone naczynka, stany zapalne i ślady po nich czy podkrążoną i zasinioną skórę pod oczami.
Paleta kolorów korektorów jest barwna niczym tęcza. Jednak większość z nich wymaga wprawnego stosowania i należy zostawić to profesjonalnym wizażystom i makijażystom. Są jednak takie, z którymi powinna poradzić sobie każda dama korzystająca choćby w minimalnym stopniu z kosmetyków kolorowych 😉
Zacznę od informacji najważniejszej w tym wpisie.
Korektor nakładamy na podkład, a nie pod!
To bardzo ważne. Istnieją oczywiście wyjątki, ale w większości właśnie taka aplikacja pozwala na uzyskanie pożądanego efektu. Po nałożeniu podkładu równomiernie na całą skórę, zaczynamy korygować te doskonałości, z którymi podkład sobie nie poradził. Dopiero na tym etapie utrwalamy całość sypkim pudrem.
Najpopularniejszym kolorem jest beżowy, w najróżniejszych odcieniach i konsystencjach. Do przykrycia sińców pod oczami lepiej wybrać korektor o lekkiej, półpłynnej konsystencji w żółtawej tonacji – taki kolor zniweluje fioletowe zabarwienie cieniutkiej skóry wokół oczu. Lekka konsystencja nie obciąży jej nadmiernie. Do utrwalenia tych okolic świetnie sprawdza się puder rozświetlający (np. mineralny) zmniejszy widoczność niechcianych zmarszczek.
Do przykrycia zmian trądzikowych lub ich pozostałości, punktowych przebarwień dobrze sprawdzi się korektor o cięższej, gęstszej konsystencji, nakładany punktowo – w kredce, sztyfcie, czy kamuflaż. Jeśli jednak wybierzecie ten ostatni, do jego utrwalenia najlepiej użyć tzw. pudru fiksującego – wyjątkowo skutecznie zabezpieczającego warstwy kamuflażu przed ścieraniem i wilgocią (dla mnie sprawdzony i naprawdę skuteczny jest puder ArtDeco 🙂 )
Zielony korektor niweluje zaczerwienienia i ukrywa rozszerzone naczynka.
Jest to jeden z wyjątków, jeśli chodzi o nakładanie – polecam najpierw nałożyć korektor
następnie lekko (bez naciągania skóry!) położyć podkład – najlepiej przy pomocy gąbeczki typu Beauty Blender, delikatnie „stemplować”, czyli wgniatać go w cerę. Nie zniweczy to efektu osiągniętego wcześniej przez nałożenie korektora. Jeśli zaczerwienienia są nie intensywne, rozległe, a nie skupione, czasem wystarczy pod podkład nałożyć krem z zielonym pigmentem – często dodawanym do kremów dla cer naczyniowych. Następnie rozświetlić niektóre partie jasnobeżowym, płynnym korektorem i utrwalić pudrem – fiksującym w przypadku tłustych i rozświetlającym w przypadku suchych cer.
Korektor to kosmetyk, który powinien znaleźć swoje miejsce nie tylko w kosmetyczce na toaletce czy w łazience, ale także tak jak puder i szminka, w torebce. W ciągu dnia ma prawo odrobinę się zetrzeć i wymagać lekkiej poprawy. Powinien występować jednak w parze z chusteczkami do demakijażu, bo dużo lepiej będzie wyglądał położony na nowo po uprzednim lekkim demakijażu, nawet bez podkładu (szczególnie pod oczami), niż jako dodatkowa, poprawkowa warstwa.
Macie swoje ulubione korektory? 🙂