Moje dziecko jest totalnie i absolutnie mięsożerne. Nie marudzi, jak dostaje surówkę do obiadu i uwielbia ruskie pierogi, przepada za rybami i owocami morza, jednak gdy na talerzu pojawia się efekt uboju drobiu, świń czy bydła, zawsze słyszę to samo „MIĘSKO!” i widzę na twarzy mojej córki nieskalaną niczym radość. Cóż… ja mam podobnie, więc postanowiłam zgłębić dzisiaj mięsną tkankę globalnej sieci. A właściwie – eko-mięsną.
I cóż się okazało? Że mięsożerni ekolodzy mają naprawdę spory wybór miejsc – e-sklepów – w których mogą nabyć nie tylko wędliny, ale też surowe mięso. Można kupić wszystko – począwszy od eko-udek kurczaka poprzez eko-parówki, eko-kiełbasę, eko-polędwicę aż po ekologiczne żołądki drobiowe czy surową eko-szynkę. W najbardziej rozbudowanym e-sklepie (bez kryptoreklam) zamówienie dostarczy Wam do domu kurier.
A więc można być eko będąc mięsożercą, tyle że… trzeba być nieźle sytuowanym. O ile w zwykłym sklepie za taką weźmy na przykład porcję rosołową zapłacimy czasem ledwie powyżej złotówki, o tyle w eko-e-sklepie mięsnym – ponad osiem złotych! Różnica spora, więc póki co… Hmm… wegetariankami z córką już raczej nie zostaniemy, ale na eko-zakupy mięsne poczekamy, aż się porządnie wzbogacimy 😉