W jakie kosmetyki warto inwestować, a na których można zaoszczędzić?

Podkład za 20 czy 200 zł? Krem za 50 czy 250? Drogeryjne czy apteczne półki uginają się od mnogości kosmetyków. Wybór jest tak ogromny, że każda kobieta ma problem z tym, co wybrać, żeby dany produkt służył, a jednocześnie nie zniszczył zawartości portfela. Z pewnością są rzeczy warte i niewarte swojej ceny. Zacznę od kosmetyków pielęgnacyjnych, bo to w końcu podstawa.

Żele do mycia, płyny do demakijażu, toniki

Od nich zaczynamy nasz codzienny rytuał pielęgnacji twarzy. Sprawa powinna być prosta, bo taki preparat nakładamy na chwilę, w czasie której ma wykonać zadanie, czyli oczyścić skórę i już. Powinien zatem wystarczyć podstawowy, najtańszy produkt. Ale to nie takie oczywiste… Bo oprócz dokładnego rozpuszczenia makijażu, ma dokładnie oczyścić pory, ujścia gruczołów łojowych, wyrównać odczyn pH, przygotować cerę do dalszych zabiegów, a do tego nie podrażnić. Sporo tego. Najtańszy produkt może więc sobie z tym nie poradzić. Te najdroższe z kolei niekoniecznie będą miały super-, hiper- lepsze zastosowanie.

Ile więc jestem w stanie zapłacić za taki kosmetyk?

20150611-0051

W zależności od wydajności i działania uczciwa cena za dobrą jakość powinna oscylować w granicy 30-50 zł. A dla osób młodszych, niemartwiących się jeszcze o zmarszczki i niemających znacznych problemów z cerą – od kilku do dwudziestu paru złotych, no chyba że cera bezproblemowa nie jest i trzeba sięgnąć po bardziej wyspecjalizowany produkt. Wtedy lepiej odżałować trochę większą kwotę niż kilkanaście złotych.

Kremy pielęgnacyjne, balsamy do ciała

Tu mamy twardy orzech do zgryzienia, bo faktycznie bardzo często cena nijak ma się do jakości. Te najbardziej popularne marki, szeroko reklamowane w masmediach, cenią się dość wysoko. A wynika to nie tyle z cudownego działania co właśnie z reklamy, która wliczona jest w cenę produktu. Bardzo ważne jest zatem sprawdzanie składu. I z pewnością krem za kilka złotych nie będzie tak skuteczny jak ten za kilkadziesiąt (rzetelnej firmy ze sprawdzonym składem), bo wyselekcjonowane surowce do najtańszych nie należą, ale już preparatów tzw. marek selektywnych, reklamowanych przez największe gwiazdy, ceną sięgających kilkuset i więcej złotych po prostu nie warto kupować, bo cudów zwyczajnie nie ma.

Żaden krem nie cofnie czasu o kilka lat ani nie da efektów zbliżonych do lasera czy innych zabiegów z zakresu medycyny estetycznej, jak botoks czy wypełniacze.

Jeśli chodzi o balsamy do ciała, sprawa wygląda podobnie. Kilka lat temu w Internecie mogliśmy śledzić głośną sprawę pewnej znanej marki kosmetycznej, w której obrębie funkcjonowały dwie podfirmy – jedna ze średniej półki cenowej, druga selektywna, sporo droższa. Przeprowadzono testy na grupie kobiet mające ocenić, który balsam antycellulitowy jest skuteczniejszy – ten za ok 50 czy za ponad 200 zł. Wśród badanych lepsze recenzje zebrał droższy balsam. I pewnie nie było by w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że oba opakowania skrywały identyczną zawartość… Wnioski są dwa: droższy nie znaczy lepszy i nie ma większej siły niż sugestia. Tylko po co przepłacać? 🙂

20150606-37

Podkład, korektor, kamuflaż

Jeśli chodzi o kosmetyki kolorowe, to zacznę od tych, w które warto zainwestować. Wymienione wyżej podkład, korektor i kamuflaż to pierwsze produkty, jakie aplikujemy na skórę po pielęgnacji. I choć muszę przyznać, że coraz więcej jest świetnych polskich producentów oferujących coraz lepsze podkłady w naprawdę przyzwoitej cenie, to ciągle jeszcze w przypadku tych najbardziej problematycznych cer, jak moja, produkty za kilkanaście czy kilkadziesiąt złotych nie do końca się sprawdzają. Z pewnością panie z ładną skórą spokojnie mogą pozwolić sobie na eksperymentowanie z takimi podkładami czy korektorami. Jeśli jednak jesteś właścicielką wrażliwej, przetłuszczającej się cery, warto zainwestować w droższy produkt. Po pierwsze, będzie bardziej wydajny, a po drugie, bardziej trwały. Tanie fluidy wskutek łojotoku ciemnieją po kilku godzinach dając fatalny efekt obciążonej, zmęczonej, nieestetycznie wyglądającej skóry.

Cienie do powiek

To temat, w którym mam nieco mieszane uczucia, bo faktycznie zdarzyło mi się kupić naprawdę tanie cienie, które o dziwo miały nasycone kolory i całkiem nieźle się trzymały, szczególnie jeśli zastosowałam najpierw bazę. Z reguły jednak te najtańsze bez użycia odpowiednich utrwalaczy nie przetrwały próby czasu i rolowały się w załamaniu powieki lub po prostu po nałożeniu kolor zupełnie tracił na intensywności. Z kolei te ze średnio wysokiej półki cenowej (kilkanaście za pojedynczy, kilkadziesiąt, kilkaset złotych za paletę) częściej sprawdzały się w makijażach wieczorowych mających przetrwać całą noc.

W tym momencie może Was zaskoczę, ale kończy się moja lista kosmetyków kolorowych, za które warto zapłacić więcej.

Nie widzę bowiem powodu, dla którego miałabym płacić za tusz do rzęs 200 czy 300 zł, skoro na rynku kosmetycznym jest sporo rodzimych pozycji świetnej jakości, nie gorszej od tych superznanych, które można kupić za kilkanaście złotych. Pudrów wykańczających makijaż wypróbowałam już naprawdę dużo, oczekując cudów po zakupie takiego, który wyczyścił mój portfel… A zazwyczaj sprawdzały się tak samo jak te za kilkanaście, kilkadziesiąt zł.

Do niedawna byłam przekonana, że nie ma tanich i dobrych rozświetlaczy, tylko brokatowe badziewka i że za prawdziwy błysk bez zbędnych drobinek trzeba dużo zapłacić. To też mit 🙂 Znalazłam kilka perełek, superproduktów, wystarczy tylko odpowiednio poszperać 😉

Tak samo jest z bronzerami, kredkami do oczu, cieniami do brwi, pomadkami do ust, błyszczykami. Owszem, zdarza mi się „szarpnąć” na kosmetyk gwiazd za nieprzyzwoitą sumę, ale częściej tego żałuję niż jestem zadowolona.

Szukajcie więc, czytajcie opinie, popytajcie koleżanki, bo są rzeczy, w które warto inwestować, i takie, po których zostanie tylko niesmak, bo jakość wątpliwa, a w kieszeni dziura… 😉

Takie są moje subiektywne odczucia i doświadczenia, a jakie są Wasze? Jeśli macie takowe, to podzielcie się nimi z nami!

Udostępnij
Przypnij
Szepnij
KOMENTARZE

Co myślisz o artykule?

1 Comment
21 lipca 2015

Anito, podkłady to wciąż najtrudniejszy temat. Ciagle jeszcze poszukuję swojego ideału, i pewnie szybko go nie znajdę :). Na tą chwile zadowalający jest dla mnie Clarins Everlasting Foundations+, cena jest mniej zadowalająca… Na wielkie wyjścia stosuje Estee Lauder Double Wear, na codzień jest zdecydowanie za ciężki, ma w składzie sporo silikonów… Natomiast z tańszych, polskich marek godne uwagi są podkłady do cery tłustej i mieszanej Paese. W najnowszym artykule o moich „perełkach” właśnie o produkcje tej marki wspomnę. Zachęcam Cię więc do lektury:) pozdrawiam!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *