Wiele osób pyta mnie, w jaki sposób pozyskaliśmy fundusze na uruchomienie biznesu i czy korzystaliśmy z jakiegoś dofinansowania. W końcu tyle opcji mają adepci przedsiębiorczości.
Opowiem dzisiaj o moich doświadczeniach związanych z chęcią pozyskania dofinansowania na utworzenie działalności gospodarczej z Powiatowego Urzędu Pracy.
Kto z Was czyta bloga od początku, ten wie, że pierwszą recepturą, jaką udało się stworzyć i od której wszystko się zaczęło, była receptura olejku do demakijażu. Zachęceni pozytywnym odbiorem otoczenia, postanowiliśmy realizować swój plan wprowadzenia olejku na rynek. Akurat w tym momencie w Urzędzie Pracy trwał nabór wniosków o dofinansowanie na utworzenie własnej działalności gospodarczej. Oczywiście stwierdziłam, że skorzystam.
Przygotowałam się do tego solidnie. Napisałam wniosek. We współpracy ze znajomą biotechnolog stworzyłam listę niezbędnych zakupów, na które miałoby pójść dofinansowanie. Wszystko uzasadnione. Złożone o czasie.
Po kilku tygodniach otrzymuję list z Urzędu Pracy z odmową przyznania dofinansowania. No cóż, nie każdemu musi się spodobać mój pomysł, nie każdy musi w niego uwierzyć, tak samo jak ja, tym bardziej że możliwość “sprzedania się” istnieje tylko na papierze. W sensie – w pisemnej formie. Nie ma przeprowadzanych rozmów z kandydatami na właścicieli firm.
Ale jakie było moje zdziwienie, kiedy w uzasadnieniu przeczytałam, że decyzja PUP-u jest odmowna, ponieważ w budżecie dofinansowania nie uwzględniłam laptopa i telefonu komórkowego, a te narzędzia będą mi niezbędne w prowadzeniu tego typu działalności.
Aha, no co Wy? Dobrze wiedzieć! Ten wniosek napisałam na komputerze w bibliotece, a kontaktuję się z Wami z budki telefonicznej. A w kosztach stałych uwzględniłam opłatę za rachunek telefoniczny i internetowy, bo nie widziałam, co tam wpisać i akurat tyle znalazłam w podpowiedziach. A we wniosku podałam numer do mamy. A poza tym to naprawdę mało który dwudziestokilkulatek posiada takie urządzenia w domu.
I chciałoby się zapytać takiej osoby wydającej decyzję, czy nie mogła do mnie zadzwonić (na podany numer komórkowy), czy przez przypadek nie mam takich urządzeń na stanie. Bo może akurat szkoda mi z niespełna dwudziestu tysięcy dotacji wydać kilka tysięcy na zakup nowego sprzętu, który posiadam, i to w stanie dobrym. I nie odrzucić pomysłu na biznes, który ma być może szansę na zmniejszenie w przyszłości liczby bezrobotnych w powiecie?
Powiecie, że mogłabym się odwołać albo napisać we wniosku, że posiadam laptop i telefon komórkowy. A ja Wam powiem, że cieszę się, że jednak dostałam tę decyzję odmowną. Taka kwota dofinansowania to kropla w morzu potrzeb i duże zobowiązanie.
Pozostaje mi nadzieja, że przy kolejnej okazji, kiedy będę współpracować z PUP-em, opiszę pozytywną historię, która pozwoli nam wszystkim uwierzyć w urzędników państwowych 🙂 a niedługo być może będzie ku temu okazja – w końcu Resibo się powiększa.
I wierzcie mi, nie mogę się doczekać takiej sytuacji.
Typowa polska rzeczywistość. Śmieszne a zarazem żenujące. Państwo powinno na każdym kroku wspomagać małe przedsiębiorstwa i rozwijające się firmy, niestety u nas jest zupełnie na odwrót. Szkoda tylko, że dług publiczny z każdym dniem rośnie i zamiast go zmniejszać (nowe miejsca pracy- dochód rośnie, więcej pieniędzy w domu- większe wydatki= większe wzbogacenie kraju itp., itd.), to usilnie wszystko co opłacalne albo się zamyka, albo sprzedaje zagranicznym inwestorom. Ten kraj jest chory z jego chorymi przepisami. Aż żal czytać…
Nie ma lekko, ale nie ma co się łamać, tylko robić swoje, może innymi metodami? Pozdrowienia i głowa do góry! 🙂