Że ja, ekspertka od ekologii, piszę coś takiego? No, właśnie, sama się sobie dziwię. I nawet nie chcę, ale… muszę. Bo moim celem jest wprowadzenie ekologii pod strzechy – żeby dla przeciętnego Kowalskiego selektywna zbiórka odpadów była czymś normalnym, a dla przeciętnej Kowalskiej, czyli Kowalskiego lepszej połowy, dotarło, że
bycie „eko” to nie latanie boso po trawie w lnianej sukience, picie mleka od własnej krowy i jedzenie jajek od własnej kury. Bycie „eko” to coś, co powinno być podstawą naszej codziennej egzystencji.
Tak jak nauczyliśmy się wieki temu uprawiać rolę i hodować zwierzęta, a więc ucywilizowaliśmy się i przestaliśmy (w większości i poza myśliwymi) zabijać naszych braci mniejszych dla fanu… Tak jak nauczyliśmy się budować toalety i łazienki, żeby ucywilizować naszą codzienną higienę… Tak jak nauczyliśmy się wyrzucać i utylizować śmieci, żeby nas nie zasypały… Tak teraz musimy nauczyć się dbać o to wszystko, z czego na co dzień korzystamy i pokazać Matce Naturze, że cywilizacja rozumie, że bez niej nie ma racji bytu.
Problem w tym, że większości społeczeństwa ekologia kojarzy się w najcięższym przypadku z protestami w imieniu żab i ptaków, przykuwaniem się do drzew itd., w średnim – z życiem na łonie natury i porzuceniem dóbr cywilizacji, a w najlżejszym, tym naszym codziennym, domowym – z wysiłkiem, jakiego wymaga selektywna zbiórka odpadów.
Ekologię trzeba pozbawić ideologii. Nie dorabiajmy do niej idei, tylko róbmy to, czego od nas wymaga Matka Natura (eksploatowana przez nas od setek tysięcy lat) jako cywilizowanych ludzi. Nie każdy będzie aktywistą Green Peace’u przykuwającym się do drzew. Nie każdy, kto chce być „eko”, musi mieszkać na łonie natury i wyrzec się cywilizacji. Wystarczy, że potraktujemy segregowanie śmieci jak formę oszczędzania – oddzielamy przecież to, co może się jeszcze przydać. Może nie nam, ale… no właśnie… Prosty przykład na koniec dzisiejszych refleksji.
Zbieracie nakrętki od butelek czy wyrzucacie je razem z nimi do plastików? To nie problem – i jedne, i drugie zostaną przetworzone. Tyle że nakrętki są cenniejsze, a więc firmy zajmujące się przetwarzaniem ich na granulat służący do produkcji kolejnych użytecznych przedmiotów chętnie dzielą się z… potrzebującymi. I właśnie o to chodzi w tych wszystkich akcjach typu „zakrętki dla Zosi, Kasi czy Kacperka”. Ja akurat zbieram dla Emilki. I to jest ta właściwa strona ekologii.
A więc… stop ekomaniakom – start dla ekonormalniaków 😉