Jaki z tego wniosek?
Zdrowe jedzenie jest dla twardzieli, dla heroin, dla babeczek, które nie potrafią zaakceptować siebie.
Myślą, że jak będą chude, to będą szczęśliwe, a tak na prawdę są chude i nieszczęśliwe, bo nie mogą zjeść chleba ze smalcem.
Zastanawiałaś się kiedyś, ile z tego, co jesz, jest zachcianką? Ile jest rytuałem i nie wiąże się z podstawową potrzebą zaspokojenia głodu, tylko z emocjami. Uroczysta kolacja na rocznicę ślubu. Świętowanie sukcesów na pizzy. Małe słodkie co nieco na poprawę humoru. Wyjątkowe danie w nagrodę za dobre sprawowanie.
Doskonale wiedzą o tym twórcy reklam, którzy swoje produkty łączą z obrazami rozczulającymi nasze serce – kojarzysz hasło reklamowe najsłynniejszego fast foodu świata? “I’m lovin’ it”. Serio? Co wspólnego ma cheeseburger z miłością?
Jeśli zrozumiesz, że Twoje zachcianki to głód emocji, uczuć, a nie potrzeba fizjologiczną, łatwiej będzie Ci nad nimi zapanować. Świadomość tego, co się z Tobą właśnie dzieje, pozwoli uwolnić się od niezdrowych nawyków. Bez przeświadczenia, że musisz zrezygnować z czegoś, co jest przyjemne, wyrzec się siebie.
Jak to działa? Załóżmy, że jesteś smutna i wspomniany na początku kubełek lodów ma być Twoim pocieszycielem. Zadaj sobie pytanie: dlaczego chcę zjeść te lody? Prawdopodobnie dlatego, żeby poprawić sobie humor. Dlaczego chcesz sobie poprawić humor? Bo jakaś sytuacja prawdopodobnie zachwiała Twoje poczucie wartości. Zastanów się, co innego może podnieść Twoją wartość – zadzwoń do bliskiej osoby i poproś ją o miłe słowo, obejrzyj zdjęcia z wakacji, przypomnij sobie momenty, kiedy byłaś z siebie dumna, spójrz w lustro i powiedz sobie na głos, że siebie kochasz. Możliwości jest wiele. Lody niech będą ostatecznością 😉