Czego wymagamy od przekąsek w podróży?
Powinny być po pierwsze, gotowe do zjedzenia, ewentualnie do zalania wodą. Po drugie, odporne na upały – potwierdzą to wszyscy, którym zdarzyło się po wielu godzinach podróży wyciągnąć z foliowej reklamówki sczerniałego banana. Cały apetyt mija. Z tym wiąże się kolejna rzecz – trwałość prowiantu, bo rzeczy bardzo kruche lub o półpłynnej konsystencji wymagają szczególnej troski w postaci odpowiedniego opakowania. I najważniejsza sprawa, szczególnie jeśli poruszamy się komunikacją zbiorową, zapach naszych potraw nie powinien odstręczać ani wabić współpasażerów – klasyczny standard PKP, czyli jajko, ogórek kiszony i bułka z paprykarzem szczecińskim odpadają.
Podróż samochodem – zapytajmy wujka Google
Przyznaję – sam o tym zapominam jadąc w długie trasy. Potem po kilku godzinach jazdy z burczącym brzuchem siedzę nad talerzem pseudodomowych, odmrażanych i odsmażanych na oleju dań w przydrożnym barze typu „Zajazd u Halinki – kuchnia domowa, pizza, gyros” i mruczę do siebie: „ostatni raz jadę w ciemno”. A wystarczyło dzień przed podróżą zrobić krótki research, sprawdzić trasę i znaleźć naprawdę dobre jadłodajnie – nawet jeśli będziemy musieli nadrobić kilka kilometrów, możemy odkryć wspaniałe lokale ze świetną kuchnią. Zazwyczaj te położone niebezpośrednio przy głównych drogach mają niższe ceny i lepszą jakość posiłków.
Minibagaż, maxi wartość
Są podróże, w które nie możemy pozwolić sobie na zabranie ze sobą połowy kuchni, zapasu słoików i plastikowych pojemniczków ze względu na wagę czy rozmiar bagażu. Wtedy niezależnie od tego, czy jest to wyprawa samolotem, czy obóz wędrowny, dobrym rozwiązaniem jest postawienie na produkty wysokoenergetyczne – bakalie i orzechy. Jeśli mamy więcej czasu, możemy w domu przygotować batoniki musli lub zbożowe ciasteczka nadziane rodzynkami, żurawiną, słonecznikiem i orzechami. Gdy mamy mało czasu, wystarczy woreczek strunowy i mieszanka ulubionych pestek i suszonych owoców.
Tam, gdzie nie ma gdzie zjeść
Czasem dojeżdżamy do upragnionego celu późną nocą – śniadanie w hotelu dopiero rano, najbliższy bar czy sklep otwierają o 10:00 dnia następnego. Zmęczeni podróżą marzymy o ciepłym posiłku, ale do dyspozycji mamy tylko hotelowy czajnik. W takiej sytuacji alternatywą dla zupek chińskich jest makaron ryżowy – nie wymagania gotowania, zalać i odcedzić możemy go nawet w kubku do herbaty i łatwo za pomocą kilku trików zamienić go w pyszne danie. Wystarczy odrobina oliwy (możemy ją przelać do malutkiej buteleczki), kilka plasterków pomidora, pestki słonecznika… Możemy też kupić słoiczek przecieru dla dzieci lub gotowego pesto. Innym sposobem na coś ciepłego są domowej roboty owsianki musli – zalane wrzątkiem płatki błyskawiczne również rozgrzeją nasz żołądek.
Do podjadania, do schrupania
W długie trasy świetnie sprawdzają się pożywne sałatki z dodatkiem ryżu, makaronu lub strączków (cieciorka, fasola, soczewica). Możemy je zjeść po kilku godzinach, a zapewnią nam energię na cały dzień. Dobrym rozwiązaniem jest pocięcie w słupki warzyw: marchewki, ogórka, kalarepy, które możemy podjadać w aucie bez obawy, że ubrudzimy siebie, swoje ubrania i tapicerkę. Natomiast klasyczne kanapki najlepiej zastąpić półproduktami – pieczywem ryżowym z humusem czy pastą warzywną (domową lub do kupienia na wegetariańskich półkach). Gdy jedziemy autem, możemy zabrać ze sobą koc i zrobić sobie przerwę obiadową w formie pikniku – postój nie musi odbywać się tylko na zabetonowanych stacjach.
Wakacje to czas odpoczynku i ładowania akumulatorów – postarajmy się jednak, aby nie był to odpoczynek od dbania o swoje zdrowie, szczególnie przez jedzenie.