Temat podkładów spędza sen z powiek nie tylko makijażystom i wizażystom, ale każdej kobiecie, która takowego używa. Można rzec, że prośba o polecenie jednego, konkretnego superpodkładu to jedno z najczęstszych, o ile nie najczęstsze, pytanie podczas wykonywania makijaży ślubnych, wieczorowych czy dziennych w gabinecie kosmetycznym. Niejednokrotnie pisałam, że nie jestem w stanie polecić nic konkretnego, szczególnie mając na uwadze różne typy cery, jakie każda z nas reprezentuje. Wymieniałam za to kilka swoich faworytów. Zapomniałam tylko wspomnieć o bardzo istotnej sprawie. I o niej traktuje dzisiejszy wpis 🙂
Mam ogromne wymagania od tego typu kosmetyków! A raczej moja cera ma. Bo jest tłusta, z rozszerzonymi porami, skłonna do powierzchownego przesuszania, z piegami (które wg osób ich nieposiadających są urocze i nie powinnam ich zakrywać), naczyniowa – co za tym idzie bardzo wrażliwa i zaczerwieniona. No po prostu ideał… 🙂 Mój podkład musi być zatem dobrze kryjący, matujący, ale nie wysuszający, najlepiej już o działaniu nawilżająco-odżywczym, bo i wiek już tego wymaga 🙂 I tylko gdzie takiego szukać? Tak serio, nie licząc na uczciwość reklam telewizyjnych obiecujących gwiazdkę z nieba. A więc do sedna.
Uwielbiam mieszać ze sobą podkłady! Tak naprawdę tylko ma wyjazdach, kiedy kosmetyczka nie chce być z gumy, ograniczam się do jednego.
Na co dzień łączę w jedną papkę zazwyczaj dwa rodzaje. Jest to świetna metoda na uzyskanie idealnego odcienia dopasowanego do wyglądu skóry w danej porze roku. Wystarczy kupić jeden najjaśniejszy odcień i jeden ciemniejszy i tworzyć taki, jaki akurat pasuje bardziej lub mniej opalonej skórze. Co ważne, wcale nie stosuje fluidów tej samej marki! Więc różnią się one nie tylko kolorem, ale też konsystencją i działaniem. I to jest sekret produktu bliskiego ideału. Mieszam „suchy” podkład matujący, np. Revlon Colorstay lub Dr. Irena Eris ProVoke Matt fluid z lżejszym, bardziej nawilżającym, rozświetlającym. I zawsze podkład matujący jest tym z jaśniejszym odcieniem, bo przeważa w mieszance, rozświetlający jest ciemniejszy i stosowany w mniejszym udziale.
Taki zestaw pozwala na stworzenie optymalnego koloru, ukrycie niedoskonałości i przede wszystkim uniknięcie nadmiernego wysuszenia powierzchownej części naskórka. I o dziwo, trzyma się lepiej niż sam mat na mojej tłustej skórze.
Dla trwałości makijażu nie bez znaczenia jest też sposób aplikacji na skórę. Z własnych obserwacji wiem, że najlepiej sprawdza się pędzel do podkładu lub gąbeczka typu beautyblender. Ta druga jest niezastąpiona w przypadku wrażliwych cer. Aplikacja dłońmi, mimo powszechnie panującej opinii, że ciepłota palców powoduje lepsze właściwości konsystencji podkładu, nie do końca jest prawdą. Bardzo ciężko jest nałożyć równomierną warstwę bez smug, nie pocierając przy tym niepotrzebnie skóry. Podsumowując, pędzel dla mocniejszych, gąbka dla delikatniejszych cer, a przede wszystkim eksperymentujcie z mieszaniem, aż znajdziecie swój zestaw podkładowy nr 1! I czekam na Wasze propozycje i doświadczenia 🙂
Rozumiem ideę mieszania podkładów, jednak podane przez Ciebie podkłady mają niezbyt ciekawe składy… Dziwi mnie to, bo myślałam, że będę znajdować tutaj bezpieczne i naturalne kosmetyki, zgodnie z ideą marki. Sama mam podobnie problematyczną cerę, ale nie jestem przekonana, że takie podkłady są dla niej odpowiednie.
Hej Jaga! Magda podaje przykłady również z punktu widzenia makijażystki. Wielokrotnie polecała podkłady mineralne, np. Annabelle Minerals, które mają dobry skład, ale nie każdego zachwyci efekt po nałożeniu. Ideałów niestety jeszcze nie ma i nie znamy podkładu o dobrym składzie, który sprawi, że skóra będzie wyglądała wspaniale. Ale całkiem nieźle wyjdzie to właśnie minerałom – pozdrawiamy! 🙂