Jak będąc dzieckiem upadłam i stłukłam kolano, to jeszcze rycząc jak bóbr już szukałam babki lancetowatej, żeby ją przyłożyć do rany, bo przyspiesza gojenie. Jak zachorowałam, to w szklance obok łóżka stał napar z lipy, którą całą rodziną zbieraliśmy i suszyliśmy. Jak bolał mnie brzuszek, mama parzyła miętę albo rumianek, w zależności od prawdopodobnej przyczyny 😉 A kiedy nie mogłam zasnąć, melisa szybko dawała sobie z tym radę. Na kaszel pomagał syrop z cebuli, a na każdą chorobę – czosnek.
W dzieciństwie odkryłam smak syropu z czarnego bzu czy z aronii, które dziś można już kupić w sklepach, ale wtedy trzeba było zrobić samemu, uprzednio zbierając owoce.
I tak mi zostało. Do dzisiaj jestem maniaczką ziołowych herbat. Innych, takich jak zielone czy owocowe, także. Ale ziółka to dla mnie zdecydowanie numer jeden wśród herbacianych naparów. W kuchni mam herbacianą szafkę, do której co jakiś czas dorzucam kolejne pudełka z nowymi smakami. Obiad bez jakiegokolwiek akcentu roślinnego czy warzywnego nie jest dla mnie obiadem, a dom bez roślin nie jest dla mnie domem.
Bo rośliny to nieprawdopodobne bogactwo właściwie wszystkiego – i witamin, i składników odżywczych i tych wszystkich tajnych składników, które Resibo wyciąga z nich do swoich produktów 😉
O wielkiej mocy roślin świadczy i to, że mogą też truć, dlatego w domu mam storczyki, jedyne rośliny, których nie żrą moje koty (wyczuwają to, bestie :D). Pisałam już o tym TUTAJ i martwiłam się, że nie mam co hodować na balkonie. Otóż mam! Właśnie odkryłam, że konwalia, kwiat o zapachu tak oszałamiającym, że można zwariować, jest trująca. Nawet woda z wazonu, w którym stały konwalie, jest silną trucizną.
Ale jednocześnie… konwalia to lek, składnik kosmetyków i produkt spożywczy. Ten śliczny kwiat leczy ostrą niewydolność serca, zaburzenia jego rytmu i prawokomorową niewydolność krążenia. Dacie wiarę? Ma też właściwości moczopędne. W kosmetyce z kolei stosowana jest jako olejek eteryczny (nic dziwnego – z TAKIM zapachem? ;)) Podobno proszek z suszonych kwiatów konwalii wykorzystywany jest jako składnik tabaki, ale to mnie jakoś nie zachwyciło 😉
No i jak tu nie kochać roślin?!
Ale nad tym hodowaniem konwalii (od tego roku nie są już objęte ochroną) na balkonie, to się jednak zastanowię. A nuż ich zapach urzeknie także moje koty? Albo zrobię wyliczankę, jak za dzieciaka, podczas podchodów czy zabawy w chowanego, kiedy często rozbijałam sobie kolana i musiałam użyć babki lancetowatej 😉 Aniołek, fiołek, róża, bez, konwalia… walia… wściekły… kot? 😀