Superbohaterka parapetu

W ostatnim artykule przyznałam, że nie jestem zbyt dobra w uprawie roślin doniczkowych. Skupiam się więc na roślinach użytkowych – takich, które mogę zjeść lub w inny sposób wykorzystać ich dobroczynne właściwości. Okresowo pustynne warunki mojego parapetu najlepiej znosi wspomniany w ostatnim artykule aloes. Ale jeśli aloes uznamy za parapetowego twardziela, istnego strongmana w doniczce, to gwieździe dzisiejszego wpisu należałoby przyznać tytuł superbohaterki. Już sama nazwa wprawia w dobry humor – przedstawiam wam żyworódkę pierzastą.

Swoją nazwę żyworódka zawdzięcza charakterystycznemu sposobowi rozmnażania – na końcach mięsistych listków pojawiają się tzw. rozmnóżki, które wyglądają jak miniaturowa sadzonka. To nadaje liściom „pierzasty” wygląd. Rozmnóżki opadają i ukorzeniają się. Można je zebrać (jest to bardzo proste – przy delikatnym dotknięciu same odpadają), dodać do sałatek lub zasadzić w innych doniczkach i rozdać. Jeśli tego nie zrobimy, małe żyworódki szybko zazielenią całą doniczkę i sąsiadujące kwiatki. Ze względu na ograniczone ilości substancji odżywczych, w takich warunkach – jako dodatkowy lokator – nie rozrosną się i nie zdominują wiodącej rośliny. Natomiast jeśli damy im tylko taką szansę, będą rosły jak szalone.

O tym, jak wytrzymała jest to roślina, niech świadczy historia moich domowych okazów. Jeden z nich przypadkiem zostawiłam w biurze, z którego nie korzystałam przez ponad dwa miesiące

po tym czasie roślina miała nadal zielone listki, wystarczyło ją podlać i znów rozrosła się błyskawicznie. Żyworódek nie powinno się podlewać zbyt często, rosną praktycznie w każdej ziemi. Z mojego doświadczenia – jeśli małe sadzonki nie chcą powiększać swojego rozmiaru (u mnie w jednej doniczce przez rok nie wyrosły ponad centymetr), warto podlewać je wodą strukturalną (zagotowaną, przemrożoną i pozostawioną do ogrzania się do temperatury pokojowej).

Żyworódka osiąga do metra wysokości, jednak większe, starsze rośliny warto zużywać na bieżąco i nie dopuszczać do zbyt dużego rozrostu. Z czasem liście pojawiają się bowiem wyłącznie na górze, łodyga drewnieje, a metrowy kikut staje się mało użyteczną i wątpliwą ozdobą naszego parapetu.

Szybkie tempo rozmnażania tej rośliny działa na naszą korzyść, ponieważ możemy z pełnym rozmachem korzystać z jej dobroczynnych właściwości bakteriobójczych, wirusobójczych i regeneracyjnych.

A sprawdza się ona świetnie przy wszelkich problemach ze skórą – trudno gojących ranach, bliznach, zmianach ropnych, odleżynach, otarciach, oparzeniach, odmrożeniach, zmianach alergicznych, łupieżu, trądziku, brodawkach, a nawet przy usuwaniu piegów, choć tego akurat nie sprawdzałam osobiście. Wystarczy zerwać liść, zdjąć z niego wierzchnią błonkę, zgnieść lub nakłuć i przyłożyć w problematyczne miejsce robiąc kompres. Pamiętajcie jednak, by nie używać do tego metalowych narzędzi, gdyż może to ograniczyć lecznicze właściwości rośliny.

Wewnętrznie stosuje się żyworódkę w formie soku lub nalewki spirytusowej. Sok robi się ze zgniecionych liści, które wcześniej były tydzień trzymane w lodówce.

Aby zrobić nalewkę, do soku dodaje się wódki lub spirytusu, można go też konserwować miodem. Sok taki czy nalewka wzmacnia odporność i stosuje się ją przy katarze, kaszlu, chorobach zatok, dziąseł czy układu pokarmowego. Warto zapoznać się wcześniej na stronach zielarskich lub w podręcznikach z dawkowaniem. Esencja z żyworódki ma bowiem bardzo silne działanie i zawsze powinno się zaczynać od niewielkich dawek.

Udostępnij
Przypnij
Szepnij
KOMENTARZE

Co myślisz o artykule?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *