Powoli kończy się sezon na orzechy włoskie. Warto teraz zaopatrzyć się w odpowiedni zapas, zanim przedświąteczna gorączka zakupowa wywinduje ceny. Bo chociaż orzechy najbardziej kojarzą się ze świątecznymi wypiekami, to jednak spożywanie ich na co dzień, także w wersji wytrawnej, powinno stać się naszym zdrowym rytuałem. Tym bardziej że
połączenie cukrów i tłuszczów (orzechów), jakie znamy z ciast i deserów, przynosić nam będzie więcej szkody niż pożytku.
Orzech włoski jest rośliną występującą naturalnie na południu Azji i Europy. Od starożytności znane są właściwości lecznicze tego drzewa. W ziołolecznictwie wykorzystuje się przede wszystkim liście (napar), łupiny i młode owoce (nalewki, olej), zbierane w naszym klimacie do czerwca. Produkty te stosuje się przede wszystkim w leczeniu niestrawności (biegunka), mają bowiem silne działanie antybakteryjne. W wielu domach orzechówki używa się „na lepsze trawienie”, co jest słusznym wyborem, działa bowiem odtruwająco, a nawet zwalcza pasożyty układu pokarmowego.
Same owoce kojarzone są, ze względu na swój charakterystyczny wygląd, z dobroczynnym działaniem na mózg
i rzeczywiście, zawarte w nim kwasy tłuszczowe, miedź, mangan, fosfor, żelazo, wapń i cynk wpływają dodatnio na pracę naszego umysłu. Natomiast barwniki zawarte w łupinach orzecha wykorzystywane są w kosmetologii do produkcji naturalnych samoopalaczy.
Ja polecam dodawać orzechy włoskie do sałatek. Nawet zwykłe tradycyjne obiadowe buraczki nabiorą zupełnie odmiennego charakteru, gdy dodamy do nich kilka pokruszonych orzechów. Jeśli robicie różne pasty warzywne na chleb, również śmiało możecie wzbogacać je tym dodatkiem. Pamiętajmy, by przed spożyciem, podobnie jak strączki, moczyć orzechy 6-8 godzin. Uwolni to z nich inhibitory enzymatyczne, które pobudzają roślinę do kiełkowania, a tym samym pożywienie to stanie się lekkostrawne i nabiorą nowego, interesującego smaku.