Sezonowość powoduje jeszcze jedno zjawisko – napychanie się do oporu, bo przecież już za parę tygodni nie będzie danego rarytasu, więc teraz przez tydzień – na śniadanie, obiad i kolację, we wszystkich możliwych postaciach, na stołach króluje bohater tygodnia. Tak też jest z gwiazdą dzisiejszego artykułu – bobem.
Przepisów jest mnóstwo, ale ja pozostaję w tym względzie ortodoksem i preferuję bób na parze, z odrobiną soli. Gruba skórka i cały ceremoniał obierania dodaje uroku i wyjątkowości temu warzywu. Ale nie tylko z powodu skórki bób jest wyjątkowy.
Jak wszystkie warzywa strączkowe, zawiera dużo białka, ponadto posiada kwas foliowy i witaminy z grupy B.
Niestety, jak wszystkie strączkowe, również może powodować wzdęcia. Aby tego uniknąć, możemy skorzystać z przypraw wiatropędnych, takich jak kminek czy koper, który można dodać do gotującej się wody. Innym sposobem jest namaczanie bobu w gorącej wodzie na kilka godzin przed gotowaniem.
Korzystajmy jak najczęściej z sezonowych owoców i warzyw, dzięki temu mamy pewność, że są one zawsze świeże i prawdopodobnie mniej naszprycowane sztucznymi wspomagaczami wzrostu. A jeśli zimową porą zatęsknimy za smakami lata, zawsze możemy sięgnąć do zamrażarki lub po zapasy domowej roboty przetworów.
Troche malo o wlasciwosciach bobu. Myslalam, ze sie czegos nowego dowiem a tu taki tekst jak wszedzie: jedzmy bo sezonowe. Kielbasa z grila tez jest sezonowa 🙁