Sama nie wiem, czy powinnam o tym pisać, bo kupki to raczej dyżurny temat młodych mam, ewentualnie staruszków 😉 ale z drugiej strony… Nic, co ludzkie (a tutaj też zwierzęce), nie jest mi obce, a obiecałam, że w cyklu “Czego to ludzie nie wymyślą” będę wynajdywać naprawdę przedziwne i niesamowite ekowynalazki, a ten z całą pewnością do takich należy.
Otóż wyobraźcie sobie, że pewien producent (ja nawet zaraz podam jego nazwę!) zauważył w 2002 roku, że w odchodach zwierząt, takich jak słonie, konie, krowy czy misie panda, znajduje się dużo materiałów włóknistych i postanowił robić z nich… papier! Trzy lata później powstał Poo Poo Paper, bo tak się nazywa ten wynalazek. Kosztuje – w zależności od produktu – od 11 do 75 dolarów. A zrobić z niego można dosłownie wszystko – od notatników poprzez koperty, kartki świąteczne i ozdoby choinkowe (jedyne 14,99$ – podaję, bo temat na czasie) ;), ramki do zdjęć aż po papierowe kwiaty!
Uśmiechacie się na pewno pod nosem, prawda? Ja też! Ale czekajcie. Będzie jeszcze weselej, bo… na stronie poopooopaper.com możecie sobie wybrać, z kupki jakiego zwierzęcia ma być zrobiony wybrany przez Was produkt (!). I co Wy na to?! 😀
A teraz, jeśli leży Wam na sercu przyszłość naszej planety, uśmiechniecie się jeszcze szerzej – bo część zysków ze sprzedaży firma przeznacza na ochronę słoni w Botswanie czy lampartów i innych dzikich zwierząt w Tajlandii, Kanadzie, Malezji czy USA. Co więcej, stale się rozwija i mimo że zaczynała od papieru z odchodów słoni (stąd oficjalna nazwa Elephant POOPOOOPAPER), to już w 2014 roku włączyła produkcję papieru “krowiego”, “pandowego”, “końskiego”, “łosiowego” czy “oślego”. Założyła też własny fundraising, czyli fundusz, za pośrednictwem którego wspiera ciekawe inicjatywy ekologiczne. I tak oto dosłownie spełnia się powiedzenie, że nic w przyrodzie nie ginie 😉
Ufff! To ci dopiero wynalazek!
No to teraz, dla równowagi, napiszę Wam o kolejnym ekologicznym wynalazku, który też ma “poo” (czyli kupkę) w nazwie 😉 Otóż inny producent, także zafascynowany tak przyziemną czynnością, jaką jest proces przemiany materii (że się tak eufemistycznie wyrażę), a zwłaszcza jej potencjalnym negatywnym wpływem na nasze otoczenie społeczne stworzył ekologiczny spray do toalet, którego używa się “przed”, a nie “po”.
Poo Pourri, bo o tym magicznym spray’u mowa, “dba o zdrowie nasze, naszych toalet, a także ten cenny świat, w którym… robimy kupki” – tak można wyczytać ze strony producenta. Dlatego też nie stosuje się w nim żadnych syntetycznych zapachów, żadnych parabenów, ftalanów, aerozoli, alkoholi ani formaldehydu, tylko “same zdrowe walczące ze smrodkiem rzeczy”, głównie roślinne olejki eteryczne. To właśnie one, użyte “przed”, tworzą na powierzchni wody niewidzialną warstwę, która z jednej strony zapobiega przedostawaniu się nieprzyjemnych zapachów, z drugiej zaś – sama wydziela naprawdę niewiarygodnie przyjemne wonie. Do tego – fantastyczne pomysły nazewnicze i promocyjne, w tym oglądane przez miliony ludzi na całym świecie zabawne, viralowe reklamy (wpiszcie w wyszukiwarkę po prostu poo pourri) niosące humanistyczne przesłanie, że nic, co ludzkie nie jest im obce 😉
No i jeszcze jedno – to naprawdę działa (sprawdziliśmy dzięki targom w Bolonii). Ptaszki ćwierkają, że na jednym z portali aukcyjnych Poo Pourri można kupić już także w Polsce 🙂