W poszukiwaniu inspiracji do napisania artykułu przemierzałam wzrokiem swoje mieszkanie. Zatrzymałam się na parapecie kuchennym, gdzie w doniczkach sterczą suche badyle ziół. Cóż, wspominałam już, że nie jestem za dobrym ogrodnikiem… Poza tym jeśli przeczytacie gdzieś w sieci radę, że supermarketowe zioła z trudem przyjmują się w doniczkach, uwierzcie w to. Nie musicie sprawdzać tego na własnym parapecie.
Jest natomiast roślina, która podobnie jak uprawiane przeze mnie żyworódka i aloes rośnie sama, bez większej pielęgnacji i nie obrazi się, gdy się o niej na jakiś czas zapomni – to skrzydłokwiat – ozdoba mojego komputerowego biurka.
Nie wybrałam tej rośliny z powodu jej pięknych ciemnozielonych liści ani intrygujących białych kwiatów. Znalazła się w moim domu z czysto praktycznych względów – skrzydłokwiat doskonale oczyszcza powietrze z toksyn i pochłania więcej dwutlenku węgla niż inne rośliny doniczkowe. Dlatego
idealnie nadaje się do biura czy sypialni. Dodatkowo jeśli mieszkacie w dużym mieście, oczyści wasze mieszkanie ze smogowych zanieczyszczeń.
Roślina ta naturalnie występuje w dolnych partiach lasów równikowych w Azji Południowo-Wschodniej i Ameryce Środkowej i Południowej. Potrzebuje więc niewiele światła, ale dużo wilgoci. W moim domu stoi przy oknie, które zimą zazwyczaj jest zaparowane, więc dodatkowo zbiera nadmiar wilgoci z domu. Osiąga wysokość do 35 cm i łatwo ją przesadzać rozdzielając kłącza.
Nie wymaga wiele troski, jest odporna na zapominanie.
Rośliny w biurze czy w domu działają odprężająco, wytwarzają pozytywną atmosferę, relaksują i zwiększają jakość powietrza, którym oddychamy. Warto otacza się nimi, nawet jeśli nie jesteśmy utalentowanymi ogrodnikami.