Co ma futro do talerza?

Macie w domu współlokatorów obcego gatunku? Mam na myśli takie stworzenia, o które troszczycie się, karmicie, dbacie o ich potrzeby, kochacie, a one odwdzięczają się Wam mruczeniem, merdaniem ogona albo chociaż możliwością popatrzenia na nie – jak w przypadku rybek czy patyczaków. Skupmy się jednak na psach czy kotach. Traktujemy ich jak członków rodziny – rozmawiamy z nimi, spędzamy czas, tęsknimy za nimi… zupełnie jakby były ludźmi. Niestety, nasi pupile zupełnie jak ludzie również zapadają na choroby cywilizacyjne. A przyczyną często, tak jak w przypadku ludzi, jest zła dieta.

Nie zakładam, że mamy złe intencje – niejednokrotnie wydajemy sporo pieniędzy na karmy „z wyższej półki”. Często jednak, tak jak w przypadku ludzkich produktów spożywczych – towary udające ekskluzywne, naturalne czy zdrowe żerują na dobrych intencjach kupujących, a ich cena jest niewspółmierna do wartości.

Jak nie dać się złapać na takie sztuczki? Czytać ze zrozumieniem skład.

Jestem właścicielką dwóch kotów i odkąd się pojawiły, miałam poczucie, że podawana im sklepowa karma nie do końca odpowiada ich potrzebom. Wykładając na miseczki kolorowe krążki w galaretkowatej brązowej zalewie zastanawiałam się, co to ma wspólnego z mięsem, które moje koty mogłyby hipotetycznie upolować sobie w ogródku. Odpowiedź pojawiła się z lekturą składu – nic, gdyż większość jej zawartość stanowiły zboża. Mięso było zaledwie 4 procentami składu, reszta to „produkty pochodzenia mięsnego”, które nazwą przywodzą na myśl wyrób czekoladopodobny. Brrrr… nic dziwnego, że koty były wypłowiałe, wiecznie głodne, a kuwetę opróżnialiśmy na wdechu. Kot, w odróżnieniu od wszystkożernego psa, jest zwierzęciem drapieżnym – mięso, w tym podroby, skóra, kości swoich zdobyczy stanowić powinno 90-95% jego pożywienia. Kocie jelita są za krótkie, aby trawić błonnik.

Skoro więc sama dbam o to, by moje jedzenie było jak „najgęstsze”, czyli żeby w każdym gramie pożywienia było jak najwięcej składników odżywczych, dlaczego moim kotom mam fundować jedzenie będące kocim odpowiednikiem hot-dogów ze stacji benzynowej?

Poczytałam, poszukałam i przestawiłam koty na dietę BARF.

BARF, czyli Biologically Appropriate Raw Food, polega na dostarczeniu naszym pupilom zbilansowanego pożywienia jak najbardziej przypominającego naturalną dietę zwierząt. W przypadku moich kotów polega to zrobieniu mięsno-podrobowej mieszanki zmiksowanej z odpowiednią porcją gotowych suplementów. Jest przy tym trochę zabawy, wydaje się bardzo uciążliwe, ale podobnie jak ze zmianą ludzkich nawyków żywieniowych,

pozytywne efekty przychodzą bardzo szybko, a w ostatecznym rozrachunku nie jest to droższe od standardowego (sklepowego) żywienia.

Inną opcją – dla tych, którym wydaje się, że absolutnie nie mają czasu na zmielenie kilku kilogramów mięsa raz na miesiąc (porcje można mrozić), jest przestawienie kotów na karmy nisko- lub bezzbożowe. Ich cena może wydawać się spora, jednak wspomniana gęstość odżywcza jest dużo większa, co zwiększa wydajność karmy.

Jeśli sami wprowadziliście zdrowe nawyki do swojej diety i najbliższego otoczenia, warto przyjrzeć bliżej się temu, czym częstujecie naszych futrzastych członków rodziny. Ich zdrowie i dobre samopoczucie na pewno są tego warte.

Udostępnij
Przypnij
Szepnij
KOMENTARZE

Co myślisz o artykule?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *