Weź pigułkę, weź pigułkę. Czy aby na pewno zawsze warto?

Wiele osób unika zakładania konta na Facebooku, bo chciałoby zachować święty spokój i nie być non-stop bombardowanymi nawałem informacji. Dla mnie o wiele gorszym zagrożeniem jest indoktrynacja, jaką prowadzą na nas koncerny farmaceutyczne w kwestii suplementów diety, które MUSIMY brać, żeby mieć się dobrze i cieszyć się życiem.

Począwszy od preparatów magnezowych, z których każdy (choć to przecież ten sam magnez) działa na co innego – a to na skurcze, a to na bezsenność, a to jeszcze na serce – poprzez pastylki, które jakiś wirtualny lekarz poleca na kaszel palacza (hello! a może by tak po prostu rzucić palenie?!) aż po kulki do ćwiczeń mięśni Kegla, które mają nas bardziej zachęcić do zakupu jakiegoś suplementu wspomagającego trzymanie moczu.

Otóż, moi drodzy, niczego nie MUSIMY. Owszem, możemy, ale tylko wtedy, kiedy zrobimy sobie badania i okaże się, że jakieś niedobory mamy.

W przeciwnym razie możemy sobie wyrządzić więcej szkody niż pożytku. Na co dzień wystarczy zbilansowana dieta i trochę ruchu, aby żadnych suplementów nie musieć brać. A kulki do ćwiczeń (sorry za wprowadzenie klimatu trochę nie stąd) można kupić w zwykłym sex-shopie, bo faktycznie, z różnych powodów, ale warto te mięśnie ćwiczyć.

Na co dzień, zamiast magnezu, lepiej po prostu zjeść coś smacznego bogatego w ten pierwiastek. Numerem jeden są pestki dyni, które w 100 g zawierają aż 540 mg magnezu! Przy okazji mamy zdrową przekąskę. Na podium pod względem zawartości magnezu są jeszcze otręby pszenne (490 mg w 100g) oraz osławione kakao (oczywiście, tylko naturalne, gorzkie, a nie słodkie, rozpuszczalne (w 100g jest 420 mg magnezu). Dalej są: zarodki pszenne, migdały, kasza gryczana, soja, biała fasola, czekolada, orzechy pistacjowe, orzechy laskowe, płatki owsiane, groch, szpinak i banan. Wybór, jak widać, jest szeroki i w dodatku bardzo smaczny.

Lepsze niż apteczny suplement na trzymanie moczu są właśnie wspomniane ćwiczenia. Śmiem wręcz podejrzewać, że producent tego specyfiku doskonale zdaje sobie z tego sprawę, stąd dołączenie w gratisie kulek 😉

Albo witaminy… Zamiast łykać je w tabletkach, lepiej wzbogacić dietę w produkty bogate w te substancje. Korzyść podwójna, bo chyba nikt nie sądzi, że łykanie wyprodukowanych w fabryce farmaceutycznej pigułek nie zostawia w naszym organizmie zanieczyszczeń?

Można by tak wymieniać w nieskończoność, bo rosnąca liczba tabletek na niemal każdą, nawet najdrobniejszą dolegliwość świata (jak choćby cudowny lek na ten słynny już kaszel palacza, który najpierw reklamowano tylko dla palaczy, a od jakiegoś czasu jeszcze dodano, że nawet po rzuceniu palenia kaszel pozostaje – grunt to dobrze wcisnąć kit) zaczyna przerażać bardziej niż rosnąca liczba kont na FB 😉

Ważne jednak, żeby nie dać się zwariować. Jeśli odżywiamy się zdrowo, nie mamy nałogów, unikamy stresów, zażywamy ruchu, to – poza indywidualnymi przypadkami – żadne dziwne przypadłości nie powinny się nas imać. A więc… zajrzyjcie do swoich apteczek i zastanówcie się, ale tak poważnie, czy na pewno MUSICIE brać te wszystkie „cudowne” pigułki 😀 i jeszcze… ile na nie wydajecie. I co? Warto to zweryfikować?

Udostępnij
Przypnij
Szepnij
KOMENTARZE

Co myślisz o artykule?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *